Книга - Tajemnica Zegarmistrza

a
A

Tajemnica Zegarmistrza
Jack Benton


Druga, mrożąca krew w żyłach zagadka z serii kryminalnej o Slimie Hardym.

Zakopany zegar skrywa klucz do mającej wiele dekad tajemnicy. John ”Slim” Hardy to okryty złą sławą były żołnierz, który po wydaleniu z wojska został prywatnym detektywem. Aby uciec koszmarom związanym z jego poprzednią sprawą, wybiera się na urlop w okolice Bodmin Moor, gdzie odkrywa zakopane zawiniątko. Jest to stary zegar - niedokończony i uszkodzony przez wodę, lecz wciąż działający i zawierający ważny ślad w nierozwiązanej sprawie zaginięcia. Slim zaczyna zadawać pytania członkom społeczności małej kornwalijskiej wsi Penleven. Zostaje tym samym wciągnięty w świat kłamstw, plotek i sekretów. Niektórzy z mieszkańców woleliby, aby te ostatnie nie wychodziły na światło dzienne. Dwadzieścia trzy lata wcześniej zegarmistrz-samotnik wyszedł ze swojej pracowni i udał się na Bodmin Moor, zabierając ze sobą swój ostatni, niedokończony zegar. Zniknął. Slim bardzo chce dowiedzieć się, dlaczego. ”Tajemnica zegarmistrza” to niesamowita kontynuacja bardzo ciepło przyjętego debiutu Jacka Bentona, ”Człowiek nad morzem”.












Tajemnica zegarmistrza

Seria kryminalna Slima Hardy’ego cz. II

Jack Benton

Translated by Michał Cierniak










zawartość


Tajemnica zegarmistrza (#u0bb66d27-4ef8-54cb-bce8-fb4a83c8dbbb)

rozdział 1 (#u4bf9bc33-d16b-54d5-9646-a02fc9c3da35)

rozdział 2 (#u06802391-c87b-5b4b-acbb-c0c4c49a4805)

rozdział 3 (#uda786751-c60b-59f5-9c1f-ad0337d37202)

rozdział 4 (#u2723554c-38d2-514d-97d2-ab75ee07f7bc)

rozdział 5 (#uf1e47789-f897-504c-b46c-5e2dfdf38e33)

rozdział 6 (#uf85aae40-05e0-59cb-969d-5a4cbf6b8433)

rozdział 7 (#ue56657e1-69a9-587a-a48f-02b7660a0b9f)

rozdział 8 (#u8c6e3aed-3c5e-5f20-89bd-886f7b340260)

rozdział 9 (#u830905af-8992-5a06-a18b-a5c08968852d)

rozdział 10 (#u0024133f-936a-5ac9-b257-9dda8bf1cfdc)

rozdział 11 (#uac30b54c-00a8-5772-bfcb-7a654dd74636)

rozdział 12 (#ud71b440c-3690-5b10-816e-33587f09fd7e)

rozdział 13 (#u9c8c8981-02c5-5529-b334-4857b8356875)

rozdział 14 (#u8bb0c93b-99e7-520d-b5bc-605e2bd88af1)

rozdział 15 (#u9862c795-d2bc-5ac1-a649-0f809d832659)

rozdział 16 (#ucdb0d5da-2923-52da-8e43-5478b4ab0c0e)

rozdział 17 (#ue1233c96-ea27-5302-85f7-968660690002)

rozdział 18 (#u969d1dd2-3c25-53c1-aba9-beb8b137189c)

rozdział 19 (#u71b42cc0-4cbc-516f-a3eb-e035cb7e355c)

rozdział 20 (#u75bc7ad5-3c4d-56d9-99bb-21046de76424)

rozdział 21 (#u2a99f182-292e-5e85-a556-1190d029e32e)

rozdział 22 (#ueb7732c5-6985-5cc1-9bb6-991ad5d68f8d)

rozdział 23 (#uec249fcb-8c88-5297-b980-8041e65a0fff)

rozdział 24 (#u8c29871e-26b5-5d81-a6e8-925ae39295b8)

rozdział 25 (#u13d46ce1-2443-5251-8245-2958cbcce7f9)

rozdział 26 (#ub6fc897c-f32d-5052-8eaf-a383aeef3c91)

rozdział 27 (#u2124440e-5c4e-5e46-b879-ec63eec71054)

rozdział 28 (#u16bd11e1-f5c5-5c84-8e61-0fd7d481e350)

rozdział 29 (#u7cffba59-430e-59f9-b4c9-51fbc4cb14cd)

rozdział 30 (#u0ad482ea-9e6b-5853-810e-319b2bb942c7)

rozdział 31 (#u6574f631-e778-5575-ac9e-97812abea7c4)

rozdział 32 (#u3f4855a4-0ca0-5f5a-ab64-011abd933e9f)

rozdział 33 (#uaa7a805e-064e-55f1-ae3d-88beaf71c3dd)

rozdział 34 (#u6646ead8-0ad0-57d5-ae6e-1a1c28dede04)

rozdział 35 (#ufaabd4be-e6df-5a19-a9a0-f956be244d8e)

rozdział 36 (#u290d1d38-2100-5ce5-8501-658cad74e6e1)

rozdział 37 (#ubf91516f-e8ff-504f-9115-eda0d744b685)

rozdział 38 (#ue2b6e969-b6c1-509a-ad00-015893597654)

rozdział 39 (#ud0e9a941-3c53-59ea-ae4d-f138672cdb1a)

rozdział 40 (#u4bc94417-c170-51ae-b9a5-f9339ab05c75)

rozdział 41 (#u6977fc9d-6719-5eed-bc6a-860023c6b851)

rozdział 42 (#u64481040-0384-5466-bd0e-04783da4b288)

rozdział 43 (#ue1d97f3f-bccb-585d-8a2e-14b75cfed7e0)

rozdział 44 (#u48f1c862-eeaf-52cb-8846-050e9514f7ae)

rozdział 45 (#u5ccd725e-9953-5efa-acf8-8b0880f59960)

rozdział 46 (#u70634abf-d2b5-5830-bb96-5ab382d1c409)

rozdział 47 (#u11399708-de8c-5db2-b29a-9e50e75b148b)

rozdział 48 (#uc96c786c-c743-5354-8dbe-765a3edf8214)

rozdział 49 (#ue55cd140-bade-50c0-ac6f-47c4b096a35f)

rozdział 50 (#uf864624a-591d-5c45-9c2c-147d9fc08513)

rozdział 51 (#u709f7213-6578-58f5-ad17-1b995baf01fd)

rozdział 52 (#u6338377b-37e9-59d7-bfae-274a549c696a)

rozdział 53 (#ue9bee72b-0d96-5e9c-b8a6-6662d90410c6)

rozdział 54 (#u6e123557-2e7d-5315-a5f2-4dcbffc6e84c)


„Tajemnica zegarmistrza”

Prawa autorskie © Jack Benton 2019

Przetłumaczone przez Michał Cierniak 2021

Prawo Jack Benton do bycia zidentyfikowanym jako autor tego Dzieła zostało przez niego potwierdzone zgodnie z ustawą o prawie autorskim, projektach i patentach z 1988 roku.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana, przechowywana w systemie wyszukiwania ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób bez uprzedniej pisemnej zgody Autora.

Ta historia jest fikcją i jest wytworem wyobraźni Autora. Wszelkie podobieństwa do rzeczywistych miejsc lub osób żyjących lub zmarłych są całkowicie przypadkowe.



Tajemnica zegarmistrza




1







Wędrówka nie przebiegała zgodnie z planem.

Majaczące w oddali i co rusz zmieniające się na linii horyzontu granitowe stosy Rough Tor nie stanowiły dobrych punktów orientacyjnych. Slim Hardy usiłował odnaleźć ścieżkę, którą wszedł z parkingu na szczyt wzgórza.

Bezpośrednia droga do linii grzbietowej i najwyższych stosów znajdowała się po jego prawej stronie. Została jednak zablokowana przez małe stado kucyków. Obserwowały podejrzliwie każdy krok Slima, który postanowił uniknąć konfrontacji i powoli przemieszczał się po wyboistym terenie, świadomy granitowego osuwiska pod kępami traw wrzosowiska.

Mężczyzna westchnął. Zorientował się, że bardzo mocno zboczył ze szlaku. Niemal na wprost niego wyłaniał się długi brzeg górski Rough Tor, natomiast za obszerną i łagodną doliną, dostrzegł płaski szczyt Brown Willy. Odruchowo sięgnął po termos, którego nie miał. Potrząsnął dłonią, jakby chcąc ukarać siebie za krótką pamięć, a następnie usiadł na kamieniu odetchnąć trochę.

Na brzegu zauważył dwóch wędrowców, za którymi szedł od parkingu. Wyłonili się zza skał i kierowali się w stronę Brown Willy. Gdy zniknęli mu z pola widzenia, Slim poczuł nagły przypływ samotności. Na samym dole zbocza zaparkowano trzy samochody, a obok nich tliła się czerwona plama, którą był jego rower. Nie kręcił się tam żaden spacerowicz - był tylko on i kucyki.

Zjadłszy resztę kanapki, którą popił łykiem wody z butelki, Slim zerknął w stronę szczytu. Poczuł się rozdarty. Czekała go długa jazda rowerem przez wyboiste wiejskie szlaki, a bateria w jego latarce była na wyczerpaniu. Gdy jednak odwrócił się, zza chmur wyszło na chwilę słońce. Na południu dostrzegł mieniący się Kanał La Manche pomiędzy dwoma wzgórzami. Slim zwrócił się w stronę północnozachodnią z nadzieją zobaczenia Atlantyku. Niestety nad polami wisiały gęste chmury, odsłaniając jedynie mikroskopijny trójkąt szarości, który akurat mógł być taflą wody.

Mężczyzna mruknął uporczywie, założył plecak i kontynuował wędrówkę. Udało mu się postawić zaledwie kilka kroków i nastąpił na luźny kamień, po czym wpadł po kolana do brudnej wody. Grymasząc wygramolił się na suchy grunt.

Zdjął buta i opróżnił go z wody. Na jego twarzy pojawił się tęskny uśmiech, gdyż przypomniał sobie, że para suchych zapasowych skarpet leżała na łóżku w jego pokoju. Przed wyjściem postanowił wyjąć ją z torby, aby zrobić miejsce na starą książkę z biblioteczki w pensjonacie.

Słońce po raz kolejny wychyliło się zza chmur, przez co granitowe stosy zaczęły lśnić. Stado kucyków zmieniło położenie, zwalniając Slimowi bezpośrednią drogę do linii grzbietowej.

- No dalej. Chyba nie wymiękniesz? – mruknął sam do siebie.

Nałożył buta, w którym wciąż chlupotało. Niemal przez całą drogę miał marsową minę, lecz po piętnastu minutach w końcu udało mu się dotrzeć do linii grzbietowej i wdrapał się po stosach kamieni na najwyższy punkt widokowy. Pojawiła się mgła, która zasłoniła wszystko poza zboczami wzgórza. Znajdujące się na południowym zachodzie stare kopalnie kaolinitu majaczyły w oddali niczym duchy, jednak mętny całun opadły na świat nie zasłonił ich całkowicie.

Wodny muł między palcami stóp był jak papier ścierny. Slim zatrzymał się, aby łyknąć wody przed podróżą w dół. Ciepły wiosenny dzień szybko zaczął zmieniać się w chłodny wieczór. Pozostała mu tylko godzina światła dziennego, po której będzie musiał brodzić w całkowitej ciemności. Pomimo że mgła nie pochłonęła jeszcze całkowicie żwirowego parkingu, na którym stał jego rower, miejsce to wydawało się oddalać.

Mężczyzna patrzył się w dal. Liczył owce, stłoczone we wnęce u dołu zbocza. Chciał w ten sposób odciągnąć myśli od nękających go chłodnych powiewów wiatru. Nagle coś przesunęło się pod jego stopą.

Slim upadł twardo, starając się wyhamować rękami. Spadł na tę samą stopę, lecz tym razem skręcił kostkę i piekielny ból przeszył całą nogę. Przewrócił się na plecy, zdjął but i usiadł masując obolałą część ciała. Po ściągnięciu przemoczonej skarpety zauważył, że zaczyna robić mu się paskudny siniak. Na skórze poczuł zimne, lutowe powietrze i dreszcze przeszły po całym jego ciele. Przynajmniej ziemia w tym miejscu była sucha. W końcu Slim podniósł się i zaczął marsz w górę zbocza. Czuł się jednocześnie wkurzony i głupi. „Nabierz mnie raz… nabierz mnie dwa razy…”, przypomniał sobie fragment ulubionego powiedzonka swojej byłej żony, chociaż za nic nie mógł skojarzyć, jaki był jego morał.

Rozejrzał się dookoła. Zastanawiał się, o który kamień mógł się potknąć. Zmarszczył brwi. Coś wystawało spomiędzy dwóch kępek trawy i trzepotało na wietrze.

Slim dostrzegł róg plastikowej torby. Była ona podarta i postrzępiona, a jej kolor wyblakł na poszarzałą biel. Mężczyzna zawahał się, czy powinien ją podnieść. Przypomniał sobie swoją misję w Iraku, na której dowiedział się, że takie przedmioty mogą sugerować obecność miny lądowej. Miejscowi żołnierze używali takich toreb do oznaczania newralgicznych punktów terenu, z którego mieli zamiar jeszcze korzystać. Tam każdy śmieć mógł oznaczać śmierć. W podmiejskich rejonach niektórych brudnych i zakurzonych miast, Slim ledwo ośmielał się zrobić jakikolwiek krok.

W końcu zdecydował się jednak podnieść torbę. Ku jego zdziwieniu, oparła się jego ostremu pociągnięciu. Wepchnął więc dłoń do kępki trawy i objął palcami kryjący się w torbie twardy, kanciasty przedmiot. Gdy pociągnął go w górę, zaczęła unosić się ziemia również w obrębie tajemniczego znaleziska. Serce mężczyzny zaczęło bić szybciej. Zaginiona broń wojskowa? W Dartmoor na północnym wschodzie był poligon, lecz podobno w Bodmin Moor miało być bezpiecznie.

Docisnął palce do twardej powierzchni przedmiotu. Poczuł delikatne zgięcie. To było drewno, a nie plastik lub metal. Nie słyszał nigdy o bombie wykonanej z drewna.

Wyrwał z łatwością kępę trawy i wyciągnął z ziemi zawiniątko. Jego ciekawość wzbudziły kwadratowe kąty i żłobienia. Otworzył torbę i wyciągnął znajdujący się w niej przedmiot.

- Hmmm…

W środku był piękny, ozdobny zegar z kukułką. Delikatne żłobienia w drewnie otaczały estetyczną, umieszczoną po środku tarczę. Co ciekawe, urządzenie wciąż działało. Slim przekonał się o tym, gdy mała kukułka nagle wyfrunęła zza drzwiczek umieszczonych nad dwunastką. Słuchanie jej odgłosów nie było dla niego zbyt przyjemną czynnością.




2







- Zostaje pan u nas jeszcze przez tydzień, panie Hardy? – spytała pani Greyson.

Starsza kobieta o surowej twarzy była właścicielką pensjonatu Lakeview. Gdy Slim wszedł do budynku, siedziała w ciemnym korytarzu. Był on zmarznięty i obolały po długiej jeździe. Na dodatek wciąż był wystraszony możliwością bliskiego spotkania z gwałtownie skręcającym Escortem, który niemal nie zrobił z niego krwawej papki. Ledwo udało mu się ujść z życiem. Teraz z kolei miał nadzieję, że nie będzie musiał z nikim rozmawiać przynajmniej do momentu wzięcia prysznica.

- Jeszcze nie wiem – odparł. – Czy mógłbym dać pani znać jutro?

- Tylko ja muszę wiedzieć, czy mogę przyjmować rezerwacje na pański pokój.

Slim nie widział w czteropokojowym pensjonacie żadnych innych klientów. Wymusił uśmiech na twarzy, który posłał pani Greyson. Jednak gdy mijał ją idąc w kierunku schodów, zatrzymał się na chwilkę.

- A właśnie… Nie wie pani może, czy są tu gdzieś jacyś rzeczoznawcy?

- Rzeczoznawcy? Czego?

Slim uniósł nadgarstek i pomachał kobiecie przed oczami zwykłym zegarkiem, który rok temu kupił na pchlim targu.

- Pomyślałem sobie, że może oddam go do lombardu – oznajmił. – Chyba czas na nowszy model.

- Ja sama mogę panu powiedzieć, ile wart jest taki zegarek. Nic – zmarszczyła nos pani Greyson.

- Ja mówię poważnie – uśmiechnął się Slim. – To rodzinna pamiątka. Należał do mojego ojca.

Pani Greyson wzruszyła ramionami, jak gdyby była świadoma, że mężczyzna coś kręci.

- Moim zdaniem marnuje pan czas, ale jeśli tak panu zależy, to jest ktoś taki w Tavistock. Co sobotę jest tam jarmark. Sprzedają na nim różne rupiecie i z pewnością znajdzie pan tam jakiegoś kupca.

- Gdzie jest to Tavistock?

- Po drugiej stronie Launceston. W Devon – to ostatnie stwierdzenie zostało wypowiedziane z taką niechęcią, jak gdyby życie poza Kornwalią było jedną z najbardziej haniebnych zbrodni.

- Dojeżdża tam autobus?

- Wynajmij pan po prostu samochód – westchnęła pani Greyson. – Kto to widział przyjeżdżać do Kornwalii bez samochodu?

Slim chciał już odpowiedzieć: „kto to widział prowadzić samochód bez prawa jazdy”, ale zaniechał tego pomysłu. Uprzedzenia jego gospodyni były już i tak wystarczająco głębokie. Nie musiał ich rozwijać, dostarczając jej wiedzy o odebranie mu uprawnień za jazdę pod wpływem.

- Już pani mówiłem, że staram się prowadzić ekologiczny tryb życia. Chcę wejść w kontakt z matką naturą.

- Pogratulować – westchnęła znowu. – No cóż… Na drzwiach pańskiego pokoju jest rozkład jazdy. Mówiłam już panu o tym.

Slim niczego takiego nie pamiętał. Niemniej, na drzwiach coś wisiało. Karta była jednak tak wyblakła, że ledwo dało się coś na niej odczytać. Prawdopodobnie rozkład ten zdążył się już zmienić kilkanaście razy.

- Dziękuję – odpowiedział, posyłając jej uśmiech.

- Szczerze, to nawet nie zdaje pan sobie sprawy z własnego szczęścia, że w Północnej Kornwalii działa teraz firma First Bus. Kiedyś do Camelford jeździł tylko jeden autobus tygodniowo. Odjeżdżał o 14:00 we wtorki, a do domu można było wrócić po tygodniu. Wyobraża pan sobie siedzieć tydzień w Camelford? Godzina to już za długo.

- Aż tak źle, co?

Pani Greyson nie wyczuła delikatnego sarkazmu u Slima.

- Przez lata nas omijano. Teraz to przynajmniej mamy dwa autobusy dziennie. Blair zrobił z tym porządek. Odkąd Torysi wrócili do władzy jest coraz gorzej. Najpierw zabrali się za basen morski w Bude, potem toalety publiczne w…

- Dziękuję, pani Greyson – powiedział Slim.

Kobieta odwróciła się w stronę kuchni. Jej usta wciąż poruszały się bezgłośnie, a słowa wydobywały się niczym krople wody z niedokręconego kranu. W końcu wzięła się za niezdarne przekładanie zwitków rachunków i kopert z zaświadczeniami bankowymi. Slim już miał nadzieję, że to koniec rozmowy, gdy nagle staruszka zatrzymała się i odwróciła.

- Czy dziś też zamierza pan wychodzić na kolację?

W Penleven był tylko jeden sklep, który zamykał się o 18:00. Był też pub, ale tam podawano jedzenie tylko do 20:30. Miał tylko pół godziny, aby zdążyć do swojego samotnego stolika albo trzecią noc z rzędu będzie musiał jeść chińską zupkę i kanapkę z tuńczykiem. Slim miał swoje powody, żeby wydłużyć swój pobyt w Kornwalii, lecz zrzucenie kilogramów nie było jednym z nich.

- Chyba tak – pokiwał głową.

- Tylko niech pan nie zapomni klucza – przypomniała kobieta, co zresztą robiła codziennie od trzech tygodni. – Nie będę specjalnie wstawała, żeby pana wpuścić.




3







Slim siedział w swoim czystym i zadziwiająco dużym pokoju, jak na pomieszczenie w budynku, robiącym wrażenie niewielkiego. Wyciągnął zegar ze swojego plecaka i rozpakował go z plastikowej torby.

W ogóle nie znał się na zegarach. W jego ostatnim mieszkaniu był jakiś tani, plastikowy, będący pozostałością po poprzednich lokatorach. Jeśli chciał dowiedzieć się, która jest godzina, i tak sprawdzał ją na swojej starej Nokii lub kupionych po przecenie zegarkach na rękę, które były zwykle tak zadrapane, że ledwo dało się z nich cokolwiek odczytać.

Znaleziony przez niego zegar miał kształt drewnianego prostopadłościanu, stylizowanego na zimową chatkę. Miał zwisający dach oraz otwór na dolnej ściance, z którego wystawało kiedyś wahadło. Na tarczy znajdowały się nieco zaplamione, metalowe cyfry rzymskie. Otoczona była zawijasami i żłobieniami, które przedstawiały zwierzęta i drzewa. Były tam również symbole, prawdopodobnie słońca i księżyca lub pór roku. Na półkolu za tarczą zegara był cienki pasek, który przypominał odwrócony półksiężyc, a może niedokończoną podkowę. Na jego powierzchni widniało kilka zadrapań. Cały zegar był pokryty grubą warstwą lakieru, który wygładzało się dokładnie papierem ściernym.

Slim pokręcił głową. Nigdy wcześniej nie spotkał się z ręcznie wykonanym zegarem. Skoro ktoś poświęcił tyle czasu na zrobienie tak złożonego dzieła, to dlaczego owinął je w plastikową torbę i zakopał gdzieś na wrzosowisku?

Co ciekawe, zegar wciąż działał, chociaż nie miał wahadła. Co prawda spóźniał się o kilka godzin, a jego spód był mocno uszkodzony przez wodę w miejscu, w którym torba się porwała. Slim usiłował zajrzeć do środka, ale pokrywka była mocno przykręcona, a sam nie miał żadnych narzędzi. Mógł poprosić o nie panią Greyson, lecz nie miał ochoty rozmawiać z nią przed porankiem. Drewno pachniało torfem i stęchlizną. Slim był przekonany, że zegar był starszy od niego, więc miał ponad czterdzieści sześć lat.

Mężczyzna chwycił za leżącą na umywalce wilgotną szmatkę i przetarł nią zegar. Lakier szybko nabrał połysku, gdy tylko starto z niego żwir i pył. Szczegóły ozdobne stały się wyraźniejsze – wśród nich były myszy, lisy, borsuki i inni przedstawiciele brytyjskiej fauny. Zwierzęta kryły się wśród spiłowanych łuków i drzew. Pewne klikanie mechanizmu zegara sugerowało, że jego twórca miał wiedzę równą artyzmowi. Ktokolwiek go zbudował, miał ponadprzeciętne umiejętności i na pewno szczycił się swoim dziełem.

Slim ustawił zegar na szafce przy łóżku i wziął płaszcz. Przyszła bowiem pora na jego conocny spacer do miejscowego pubu, z nadzieją na załapanie się na ostatnie zamówienie. Nie uśmiechało mu się jedzenie trzecią noc z rzędu chińskiej zupki z kurczakiem i grzybami. Nie to, że nie lubił takich potraw. Po prostu w miejscowym sklepie można było dostać tylko jeden smak. Pewnej nocy wydawało mu się, że trafił w dziesiątkę, bo kupił tam fasolkę po bretońsku w puszce. Niestety, potrawa była trzy miesiące po terminie.

Gdy wyszedł, padała lekka mżawka, która po zmroku była nieodłącznym elementem Bodim Moor i jego okolic. Wciąż nie mógł przestać myśleć o zegarze.

Nie mógł chyba liczyć na bardziej tajemnicze znalezisko.




4







- Kim pan tak naprawdę jest, panie Hardy? – spytała pani Greyson, trzymając talerz z jego śniadaniem, jak gdyby odpowiedź miała zadecydować, czy będzie miał co jeść. – Wie pan, siedzi pan w moim pensjonacie na odludziu już kilka tygodni, całymi dniami łazi pan po wrzosowiskach lub po wsi… Jest pan tu z jakiegoś konkretnego powodu?

- Jestem leczącym się alkoholikiem – wzruszył ramionami Slim.

- A mimo to co wieczór jada pan w pubie?

- To taka forma pokuty – odparł. – Stawiam czoło wewnętrznym demonom. Ponadto zawsze siadam w pomieszczeniu rodzinnym, gdzie nawet nie widzę gorzały.

- Ale dlaczego tutaj? Dlaczego w Penleven? Gdyby nie pańska nieumiejętność zapamiętywania podstawowych czynności, jak zabieranie ze sobą klucza, wzięłabym pana za ukrywającego się szpiega.

- Na wyjazd za granicę nie było mnie stać, a Kornwalia zawsze mi się podobała. Szczególnie jej mroczne, niewyróżniające się rewiry, których większość ludzi unika.

- No to dobrze pan trafił, wybierając Penleven – odparła z nutką zawodu pani Greyson, jak gdyby miała kiedyś okazję na wyrwanie się z tego miejsca, ale ją zmarnowała. – We wsi mieszka zaledwie kilkaset osób, ale przynajmniej zimą nie zmieniamy się w wioskę-widmo, jak wiele innych nadbrzeżnych miejscowości.

- Wioskę-widmo?

- Boscastle, Port Isaac, Padstow… Miejscowości letniskowe. Latem tętnią życiem, a zimą są opustoszałe. Może i nie jesteśmy gwarną społecznością, ale przynajmniej zawsze w sklepie lub pubie można spotkać przyjazną duszę.

Gdy Slim chadzał do Korony na kolację, przyjaznych twarzy widywał akurat niewiele. Było za to wiele sponiewieranych, zawieszonych nad kuflami piwa i gapiących się przed siebie. Być może to wynik zimy. Niekiedy wiatr tak mocno trzaskał w jego okna, że mężczyzna obawiał się, czy przypadkiem nie wyrwie ich ze ściany. Z kolei na drodze do pensjonatu po zmroku zawsze panowała całkowita ciemność, i to nie taka, do jakiej przyzwyczajony był Slim. A może chodziło o to, że w tutejszych stronach nie było zbyt wiele tematów do rozmów? Zasięg w telefonie łapało się dopiero po przejściu mili pod górę w stronę drogi A39. Jednak dla kogoś, kto bardziej chciał zapomnieć o wielu rzeczach, niż ich wypatrywać, była to idealna sytuacja.

Wydawało się, że pani Greyson zrezygnowała z łowów na plotki, które na krótko wzmocniłyby jej pozycję wśród mielących jęzorami starszych członków społeczności. Kobieta postawiła talerz przed Slimem i odeszła o krok. Założyła ręce, popatrzyła na mężczyznę przez kilka chwil, a potem nagle obróciła się na pięcie i pomaszerowała do kuchni. Został sam w zagraconej jadalni. Trzy stoły były tak mocno dosunięte do ściany, że zostawiały ślady na tapecie. Z kolei jeden był umieszczony po środku pomieszczenia, jak gdyby świat o nim zapomniał. Pani Greyson zawsze wybierała dla Slima najmniej wygodne miejsce. Być może chciała w ten sposób zabezpieczyć się przed niechcianym zagajaniem rozmowy. Dlatego mężczyzna siedział skulony za stołem, znajdującym się za drzwiami do korytarza. Menu składało się z czterech pozycji, z których trzy zostały wykreślone. Oszczędzono jedynie smażoną kapustę z kiełbasą, do której niekiedy dodawano fasolkę po bretońsku. Przez takie śniadanie Slim musiał spać przy otwartym oknie.

Przynajmniej tosty były smaczne, a kawa mocna, aczkolwiek brakowało jej składnika, którego Slim często dolewał. Smakowała, jakby była parzona zaledwie wczoraj.

Szybko skończył posiłek i podziękował pani Greyson. Następnie jeszcze szybciej postanowił wyjść, zanim kobieta znowu go o coś zagada. Na zewnątrz przywitał go wilgotny wiatr, gwiżdżący znad znajdujących się kilka mil na wschód wrzosowisk Bodmin Moor. Ubrany był w kurtkę, lecz i tak nie było mu do końca sucho lub ciepło. Nawet gdy wrzosowiska były suche, Penleven otaczała ta sama mżawka. Wyglądało to tak, jak gdyby miejscowość miała własny mikrokosmos atmosferyczny.

Autobus przyjechał spóźniony o dziesięć minut. Podróż zdawała ciągnąć się nieskończenie. Trasa wiodła przez zalesione doliny, a szosa była wąska i zawiła. W końcu jednak Slim dotarł do ładnego miasteczka Tavistock. Miejscowość leżała na brzegu rzeki Tavy. Składała się z kilku starych uliczek, przy których znajdowały się zaskakująco nowoczesne sklepy. Korzystając z rzadko doświadczanego ostatnio towarzystwa ludzi, Slim postanowił kupić nowe mydło do łazienki u pani Greyson, t-shirt z H&M, a następnie poszedł na lunch w pubie Wetherspoons. Na miejscu obejrzał jeszcze mecz rugby i zdecydował o zajęciu się głównym celem jego podróży. Wszedł do jednego ze sklepów przy rzece i zaczął pytać o sprzedawców antyków. Trzy osoby poleciły mu udanie się do Geoffa Bunce’a. Był on właścicielem antykwariatu, znajdującego się w północno-wschodnim rogu miasta, nieopodal tętniącej życiem kawiarni.

- Chcę wycenić zegar – oznajmił Slim siwobrodemu Bunce’owi, który przez tuszę i zarost przypominał Świętego Mikołaja. Wizerunek ten podkreślały jeszcze szelki.

- Niech no spojrzę.

Bunce kilkukrotnie obrócił zegar, nucąc z uznaniem. Co chwila też mierzył podejrzliwie Slima spojrzeniem.

- Czy mogę go otworzyć?

- Jasne.

Bunce zaczął odkręcać pokrywkę śrubokrętem. W tym czasie Slim usiadł przy jego biurku i przyglądał się rzeczom stojących na półkach. Nie były to tyle antyki, co zakurzone rupiecie zapomniane przez czas.

- Jest pan znajomym starego Bircha? – spytał znienacka Bunce.

- Słucham?

Antykwariusz wyciągnął zmoknięta kopertę.

- Starego Bircha. Amosa.

Slim zastanawiał się, czy Bunce nie mówił do niego w kornwalijskim dialekcie.

- Amos Birch – powtórzył nieco poirytowany antykwariusz. – To on wykonał ten zegar. Mieszkał w Trelee, nieopodal Bodmin Moor. Miał tam farmę. W młodości sprzedawał zegary na tutejszym jarmarku, a potem zdobył sławę. Znaliście się?

- Tak, znaliśmy.

- W takim razie, to chyba należy do pana – oznajmił, potrząsając kopertą, jak gdyby chciał przypomnieć Slimowi o jej istnieniu.

Detektyw wziął ją, od razu wyczuwając wiekowość papieru, połączoną z wilgocią. Gdyby spróbował ją otworzyć, rozpadłaby mu się w dłoniach i zapisana w środku wiadomość przepadłaby na zawsze.

- Ach, więc to tu się schowała – uśmiechnął się nieprzekonująco do antykwariusza. – Szukałem tego.

- Oczywiście, panie…?

- Hardy. John Hardy, ale wołają na mnie Slim.

- Nie będę pytał, dlaczego.

- I dobrze, bo nie jest to ciekawa historia.

Bunce znowu westchnął. Obrócił zegar jeszcze raz.

- Jest niedokończony – oznajmił, potwierdzając podejrzenia Slima. – Zakładam, że Birch dał go panu w prezencie. Człowiek o jego reputacji nie mógłby pozwolić sobie na sprzedanie zegara w takim stanie.

- Wygląda na to, że dobrze pan go znał.

- Ze szkoły. Amos był dwa lata starszy, ale wtedy każdy się znał. W okolicy nie było wielu dzieci.

- Chyba jak w każdej małej społeczności.

- Nie jest pan stąd, prawda, panie Hardy?

Slimowi zawsze wydawało się, że jego akcent jest neutralny, lecz przez to odstawał od każdego miejsca, w którym powszechne były silne dialekty zachodnie.

- Jestem z Lancashire – odparł. – Ale sporo czasu spędziłem za granicą.

- Wojskowy?

- Skąd pan wie?

- Przez oczy – odpowiedział Bunce. – Widzę w nich duchy.

Slim cofnął się. W głowie zaczęły mu migotać niechciane wspomnienia, ale szybko udało mu się je stłumić.

- Pan też służył w armii?

- Na Falklandach. Im mniej o tym powiem, tym lepiej.

Slim przytaknął. Przynajmniej miał z antykwariuszem coś wspólnego.

- Cóż, chyba już i tak zająłem panu zbyt wiele czasu…

- Może pan za niego dostać kilka stówek – oznajmił Bunce, trzymając zegar. – Być może nieco więcej, jeśli wystawi go pan na aukcji. Jest wielu kolekcjonerów zegarów Amosa Bircha. Co prawda ten jest niedokończony i ma kilka kosmetycznych usterek, ale to wciąż oryginał. Kiedyś był na nie olbrzymi popyt. Amos prowadził chałupnictwo, zanim stało się to modne.

- Był?

Bunce zmarszczył się. Slim poczuł, że jego oczy rozbierają na części pierwsze każdą cząstkę jego kłamstwa.

- Zainteresowanie Amosem Birchem spadło po jego zniknięciu.

- Po jego…?

- Panie Hardy, chyba wie pan o tym, że pański znajomy zaginął ponad dwadzieścia lat temu?




5







Pub Korona i Lew stał samotnie na samym skraju Penleven. Od najbliższego osiedla mieszkalnego oddzielała go zasłona z drzew, niczym trzymającego się na dystans sąsiada. Dziś jednak miejsce to wyglądało nadzwyczaj zachęcająco. Chcąc dojść do pensjonatu z przystanku autobusowego, Slim nie miał innego wyjścia, jak tylko przejść obok owego przybytku. Często jadał tam kolację i przy żadnej wizycie nie miał ochoty na alkohol. Przekreśliłoby to bowiem trzy miesiące jego terapii. Dziś czuł w sobie jednak zbyt wiele znanego z dawnych czasów napięcia i niepokoju, przez które zawsze przekraczał pewną cienką granicę. Ludzie mówią, że jeśli raz zostanie się alkoholikiem, jest się nim przez całe życie. Slim po cichu liczył, że pewnego dnia wypije okazjonalnie piwo, lecz te spokojne dni pełne opanowania i bez demonów były już daleko. Z utęsknieniem zerknął na rozświetlone okno pubu, a potem przyspieszył kroku i poszedł przed siebie.

W pensjonacie było cicho. Tylko stłumione odgłosy telewizora dochodziły zza zamkniętych drzwi. Slim uchylił je i dostrzegł panią Greyson śpiącą w fotelu przed piecykiem elektrycznym. Obok kobiety leżał pilot, jak gdyby przeszło jej przez myśl wyłączenie dźwięku przed zaśnięciem.

Mężczyzna poszedł na górę. Położył zegar na łóżku, a następnie wyszedł na zewnątrz. Jakieś pół mili dalej przed jedynym sklepem we wsi, znalazł budkę telefoniczną.

Zadzwonił do przyjaciela w Lancashire. Kay Skelton był lingwistą i tłumaczem, którego Slim znał jeszcze z czasów wojska. Mieli okazję już współpracować. Gdy Kay odebrał telefon, detektyw wyjaśnił mu sprawę związaną ze starym listem, znalezionym w zegarze.

- Muszę wiedzieć, czy coś tam jest napisane… O ile jest – oznajmił Slim.

- Wyślij mi go poleconym – polecił Kay. – Sam nie dam sobie z tym rady, ale znam kogoś, kto mógłby pomóc.

Po zakończeniu rozmowy Slim odkrył ze zdziwieniem, że sklep jest wciąż otwarty. Był już kwadrans po osiemnastej.

- Już zamykam – usłyszał groźny głos starszej ekspedientki, która miała tak surowy wyraz twarzy, że według Slima pewnie w ogóle nie potrafiła się uśmiechać.

- Ale ja tylko na chwilkę – powiedział.

- Pewnie, tak jak każdy, co? – odpowiedziała z sarkastycznym śmiechem, przez co mężczyzna nie wiedział, czy żartuje, czy po prostu jest nieuprzejma.

Po zakupieniu koperty Slim dowiedział się, że sklep działa również jako urząd pocztowy. Co prawda można było tam wysłać przesyłkę poleconą, lecz za pracę po godzinach wymagana była dopłata.

- Daleko stąd do Trelee? – zapytał Slim, gdy ekspedientka niezbyt subtelnie eskortowała go w kierunku drzwi.

- A po co pan się tam wybiera? Niewiele tam rzeczy dla turystów.

- Słyszałem, że z tym miejscem wiąże się tajemnica.

- Aaa, mówisz pan o Amosie Birchu? Tym zegarmistrzu? – wywróciła oczami kobieta. – Myślałam, że to już nikogo nie obchodzi. Co pan się tak interesuje zaginięciem jakiegoś starca?

- Jestem prywatnym detektywem i ta sprawa wydała mi się ciekawa.

- A niby czemu? Nie ma co opowiadać. Ktoś pana wynajął?

Słowo „wynajął” zostało wypowiedziane z taką pogardą, że Slim zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem ekspedientka nie ma jakichś nieprzyjemnym doświadczeń z prywatnymi detektywami.

- Jestem na urlopie – odparł. – Ale wie pani, jak się mówi: gliną się nie bywa, tylko jest.

- Naprawdę tak się mówi?

- No to… W lewo czy w prawo po wyjściu ze wsi?

Ekspedientka znowu wywróciła oczami.

- Na północ na starej drodze do Camelford. Może będzie tam drogowskaz. Kiedyś był, ale gmina nie przycina już chaszczy tak jak kiedyś. Jakieś dziesięć minut samochodem.

- A pieszo?

- Godzinę. Może ciut więcej. Jak zna się drogę, można pójść skrótem na skraju Bodmin Moor. Tylko trzeba uważać, bo kiedyś były tam kopalnie.

- Dziękuję.

- I weź pan jakieś jedzenie. Poza tym sklepem nie ma innego aż do stacji Shell przy A39, zaraz przed Camelford.

- Dziękuję za informację – skinął Slim.

Ekspedientka wzruszyła ramionami.

- Jeśli miałabym panu coś poradzić, to niech pan sobie odpuści tę wyprawę. Nie ma tam nic, poza starą farmą. Śladów też pewnie niewiele. Gdy Amos Birch zniknął, dopilnował, żeby nikt go nie znalazł.




6







Kolejny dzień zaczął się od deszczu. Gdy Slim wyjaśnił pani Greyson, że wychodzi, kobieta była w tak wyśmienitym nastroju, w jakim jeszcze jej nie widział.

- To chyba niezbyt dobra pogoda na spacer po wrzosowisku, co? – stwierdziła, na co Slim wzruszył ramionami. – Wie pan, mogłabym pożyczyć panu parasol, ale na rowerze będzie miał pan z niego mały pożytek. Nie wspominając już, że na takim wietrze ciężko go okiełznać.

Mężczyzna już miał posłuchać jej rady i poprosić o parasolkę. Ostatecznie postanowił zaryzykować wyjazd w zwykłej kurtce. Pani Greyson wcisnęła mu jednak starą mapę, na której Trelee było oznaczone wielką kropką, kilka klatek nad Penleven. Slim odniósł wrażenie, że poświęcono tej miejscowości o wiele za dużo przestrzeni, niż w rzeczywistości zajmowała.

Stan trasy był taki sam, jak każdej drogi w Kornwalii, która oddalona była od A30 lub A39. Slim miał do pokonania niekończący się, chaotyczny pas, z trudem mieszczący dwa pojazdy. Było tam pełno zakrętów z ograniczoną widocznością, a także ukrytych połączeń, które wchodziły do i z leśnych dolin między wzgórzami gruntów rolnych oraz wrzosowisk. Wywołujące poczucie klaustrofobii żywopłoty niekiedy ustępowały miejsca panoramom otwartej, mglistej przestrzeni, o surowym pięknie. Gdy Slim przedzierał się w ponurym cieniu obwisłych gałęzi, a jedynymi towarzyszącymi mu odgłosami były odległe szczekanie psów i zawodzenia ptaków, jego wyobraźnia zaczęła tworzyć obrazy powykręcanych ciał i zdjęć zaginionych osób, jakie pojawiały się na odwrocie niedzielnej gazety.

Trelee znajdowała się w szczelinie przy drodze, obok której miała być według otrzymanej przez Slima mapy. Wieś składała się z zaledwie tuzina domków, które ciągnęły się przez pół mili. Każdy z nich miał bramę prowadzącą na otwartą przestrzeń, a dalej rozpościerały się widoki na Bodmin Moor. Klika wiejskich ścieżek zanikało w ukrytych dolinach, ustronnych stodołach i zagrodach zasłoniętych niemal całkowicie przez bezlistne drzewa.

Slim przymocował rower do bramy nieopodal tablicy z nazwą wsi. Trawa wokół niej była przygnieciona, jakby ktoś tłukł ją kijem. Stamtąd mężczyzna rozpoczął pieszą wędrówkę. Zastanawiał się, czy cała wyprawa nie okaże się stratą czasu. Trzy najbliższe domy były nowoczesnymi budowlami jednopiętrowymi, oddalonymi od głównej drogi. Przed żadnym nie stał pojazd, co mogło sugerować, że mieszkańcy byli akurat w pracy w jakiejś odległej metropolii. Slim dostrzegł jeszcze kilka oznak życia – porozrzucane zabawki dziecięce na podjeździe jednego domu oraz eleganckiego kota w oknie drugiego.

Za domami stały trzy starsze chatki. Miały kamienne ściany i dachy pokryte strzechą. Wyglądały jak wycinek z podróżniczego filmu dokumentalnego, ulokowany w pustkowiu Kornwalii. Pierwsze dwie zdawały się być puste. Ich bramy były zaryglowane, a skrzynki na listy zaklejone taśmą. Jednak w ogródku przy trzeciej z chatek Slim dojrzał starszego mężczyznę, który wyrzucał pozostałości zwiędłych roślin na stertę kompostu.

Detektyw uniósł dłoń w odpowiedzi na powitanie staruszka.

- Mógłbym zająć panu chwilę? – spytał.

- Pewnie. Jest pan tu nowy? – odpowiedział mężczyzna, podchodząc bliżej.

- Przyjechałem na urlop.

- Nieźle – pokiwał głową starzec. – Ja chyba wybrałbym jakieś miejsce bliżej wybrzeża, ale każdy ma swoje upodobania.

- Tu było niedrogo – wzruszył ramionami Slim.

- Nic dziwnego.

- Szukam kogoś, kto znał Amosa Bircha – oznajmił Slim, zanim w ogóle przemyślał, co chce powiedzieć. – Zdaję sobie sprawę, że odszedł, ale zastanawiałem się, czy nie miał żony lub syna. Znalazłem coś, co mogło należeć do niego.

- Jego odejście jest kwestią dyskusyjną. A kim pan w ogóle jest? – spytał staruszek, wyraźnie spięty po usłyszeniu nazwiska Amosa.

- Nazywam się Slim Hardy. Przebywam w pensjonacie Lakeview w Penleven.

- Co pan znalazł?

- Zegar – Slim uznał, że nie ma sensu grać dłużej w kotka i myszkę. – Słyszałem, że Birch był pasjonatem.

- Pasjonatem? Kto panu naopowiadał takich rzeczy? – roześmiał się mężczyzna.

- Po prostu tak słyszałem.

- Cóż, przyjacielu, jeśli znalazłeś zegar Amosa Bircha, to lepiej zachowaj to dla siebie, a przynajmniej zamknij go pod kluczem.

- A niby dlaczego?

- Jest na nie wielki popyt. Amos Birch nie był żadnym pasjonatem. Był znanym w całym kraju rzemieślnikiem. Jego zegary są warte mnóstwo pieniędzy.




7







Slim siedział przy chybotliwym stole naprzeciwko staruszka, który przedstawił się jako Lester „ale mów mi Les” Coates. Przyłapał się na tym, że stale myślał o zegarze, beztrosko pozostawionym na swoim łóżku w pensjonacie. Mógł być przecież wart małą fortunę. Przydałaby mu się w takiej chwili, ponieważ na horyzoncie nie było widać żadnych nowych zleceń.

- Historii powstało bez liku – powiedział Les przy herbacie, która zdaniem Slima była irytująco słaba. – Człowiek dosłownie zniknął z dnia na dzień. Wymyślano, że wpadł do szybu kopalnianego na Bodmin Moor albo porwała go międzynarodowa grupa terrorystyczna. Całkiem wymyślne scenariusze, prawda?

- Mieszkał w pobliżu?

- Na Worth Farm. Na północ od kopalni i drugie przejście na lewo. Miał ludzi, którzy pracowali na farmie za niego. Nie wymagała jednak dużego nakładu pracy. Ludzie gadali, że trzymał ją dla ulg podatkowych.

- Z powodu zegarów?

- To było później. Z początku był rolnikiem. Chyba przejął gospodarstwo po ojcu. Potem zaczął bardziej interesować się dodatkowym zajęciem i jedno straciło kosztem drugiego.

- Przyjaźniliście się?

- Byliśmy sąsiadami – potrzasnął głową Les. – W zasadzie stary Birch nie miał przyjaciół. Nie był zbyt towarzyski, ale całkiem miły.

- Miał rodzinę?

- Żonę i córkę. Mary pociągnęła jeszcze kilka lat po jego zniknięciu, a po jej śmierci Celia sprzedała posiadłość i wyprowadziła się. Mieszkają tam teraz Tintonowie. Całkiem miła para. Nie wtykają nosa w cudze sprawy. Maggie trochę go zadziera, ale jest w porządku.

- Znali historię miejsca, które kupili?

- Nie wiem – oznajmił Les. – Nawet nie wiedziałem, że Celia wystawiła gospodarstwo na sprzedaż, dopóki nie zaczęły się pojawiać ciężarówki. Nie było żadnych tabliczek, że można kupić posiadłość, to wiem na pewno. Byłoby lepiej, gdyby przejął to ktoś miejscowy, ale nic się na to nie poradzi. Za to nikt tu nie tęskni za Celią. Krzyż jej na drogę!

Slim zmarszczył się przez nagłą zmianę tonu Lesa. Przypomniała mu o reakcji staruszka, gdy po raz pierwszy wspomniał o Amosie.

- Dlaczego tak mówisz?

- Z tej dziewczyny było niezłe ziółko – westchnął. – Stary Birch miał pieniądze. Młodej niczego nie brakowało. Wszędzie było jej pełno. Ludzie gadali o niej przeróżne rzeczy.

- Jakie?

Les wyglądał na zbolałego, jak gdyby słowa były nieświeżym owocem, który i tak musiał zjeść.

- Podobno lubiła mężczyzn. Zwłaszcza tych żonatych. Gdy tu mieszkała, sprzedano sporo domów, bo rozpadały się rodziny. W dniu zniknięcia Amosa miała tylko dziewiętnaście lat. Wielu twierdziło, że stary Birch miał jej dość.

- Myślisz, że mogła go zabić?

Les pacnął w stół wystarczająco mocno, żeby Slim podskoczył.

- Dobry Boże, nie – roześmiał się. – Myślisz, że coś takiego uszłoby jej na sucho? Dziewucha miała swoje talenty, ale nie była najbystrzejsza.

Slim chciał spytać, czy Les zna nowy adres Celii, lecz staruszek tylko zmarszczył się i spojrzał w dal. Detektyw rozejrzał się po wnętrzu, szukając śladów obecności kobiety. Nie znalazł żadnego. Zaczął zastanawiać się, czy opowieści o rozwiązłości Celii Birch nie były czymś więcej, niż tylko zasłyszaną historią.

- Dzięki za poświęcony czas – powiedział. – Będę się już zbierał.

Les odprowadził go do wyjścia.

- Wpadaj kiedy chcesz – oznajmił. – A jeśli mógłbym ci coś doradzić, to nie grzeb zbyt głęboko.

- Co masz na myśli?

- Drzwi tutejszych domów zawsze stoją otworem dla obcych. Jednak jeśli za bardzo wtrącasz nos w sprawy dziejące się za nimi, mogą zamknąć się przed tobą z hukiem.




8







Slim zjadł lunch przy włazie wychodzącym na odległe i zielone sukno wrzosowisk Bodmin Moor. Ślady stóp pozostawione na miękkim błocie w rogu pola sugerowały, że była to popularna trasa, aczkolwiek nie widział jeszcze żadnych spacerowiczów.

Czuł się dość niekomfortowo na samą myśl zapukania do drzwi Worth Farm. Jednak ścieżka ku dolinie zakręcała za ogród gospodarstwa, skąd przecinała strumień i prowadziła na wrzosowisko. To dało Slimowi możliwość zajrzenia po drodze przez żywopłot.

Przed domkiem był betonowy plac, otoczony dwoma dużymi stodołami dla zwierząt, jedną na sprzęt i kilkoma innymi, których przeznaczenia detektyw nie był w stanie odgadnąć. Z tyłu głównego placu znajdowała się żwirowa ścieżka, prowadząca do paru mniejszych przybudówek, które pewnie służyły mieszkańcom do załatwiania spraw osobistych. Slim zajrzał przez płot. Zastanawiał się, czy ceglana szopa z oknem po każdej stronie drzwi i małym kominkiem wystającym z dachu, była niegdyś warsztatem Amosa Bircha.

W ciągu ośmiu lat pracy jako prywatny detektyw, Slim wyrobił w sobie instynkt do wyszukiwania możliwych poszlak. Wyciągnął aparat cyfrowy i zrobił kilka zdjęć gospodarstwa. Chwilę po tym, gdy wsunął urządzenie z powrotem do kieszeni, usłyszał kobiecy głos.

- Wie pan, że można tam utknąć?

Slim odwrócił się i wpadł w poślizg. Wylądował w stercie błota. Gdy podniósł głowę po skrzywieniu się na widok brązowej mazi, sięgającej od kostki do połowy uda, okazało się, że stoi przed nim staruszka, wystrojona w tweedowy stój spacerowy. Oparła się na lasce i zerkała na niego z góry przez okulary osadzone nisko na nosie.

Detektyw stanął na nogi i wytarł z ubrania tyle błota, ile tylko się dało. Kobieta wciąż patrzyła się na niego. Była coraz bardziej zmarszczona, a jej głowa była przechylona na bok, jak gdyby była artystą, badawczo oglądającym dzieło rywala.

- Dostrzegł pan coś interesującego z tego punktu widokowego?

- Słucham?

- Z tych zarośli – wskazała laską. – Wie pan, większość osób na tym szlaku patrzy w drugą stronę. Na te widowiskowe skaliste wzgórza. Tak sobie myślę, cóż ciekawego może być w gospodarstwie ukrytym za żywopłotem przyciętym w sposób oznaczający nawet dla kogoś nierozgarniętego wolę zachowania prywatności?

Ton głosu kobiety przeszedł z zaciekawionego do graniczącego ze złością. Slim zaczynał mieć dość jej puszenia się, ale wtedy olśniło go, z kim ma do czynienia.

- Pani Tinton? To pani jest właścicielką Worth Farm, prawda?

- Bystry pan jest, co? – skinęła zdecydowanie kobieta. – Zgadza się. I coś panu powiem: nie obchodzi mnie, kto tam mieszkał. Mam już po dziurki w nosie węszenia takich poszukiwaczy skarbów jak pan. Od lat namawiam Trevora na elektryczny płot, ale ten zawsze uważa, że każdy natręt przy naszej posiadłości jest tym ostatnim. Naprawdę, powinien być bardziej stanowczy.

- Przepraszam.

- I słusznie. A teraz proszę natychmiast odejść od tego żywopłotu. Prawo do wędrówki może i chroni pana na szlaku, ale to jest część mojej własności, a przedzieranie się przez niego jest już najściem. Wie pan, że grozi za to grzywna do pięciu tysięcy funtów, prawda?

Na potrzeby wcześniejszej sprawy Slim przewertował podręcznik brytyjskiego prawa dla opornych i niczego takiego sobie nie przypominał. Jednak wypomnienie tego kobiecie nie miałoby najmniejszego sensu. Rozłożył więc dłonie i posłał jej najbardziej uprzejmy uśmiech, na jaki mógł się zdobyć.

- Nie miałem na myśli niczego złego.

- Worth Farm nie jest atrakcją turystyczną!

Kobieta podkreśliła wagę wypowiedzi, wbijając laskę w ziemię i bryzgając błotem na i tak przemoczone buty Slima. Już chciał zaprotestować, lecz zaniechał tego pomysłu. Nie zauważyła aparatu, więc najlepiej było czmychać stamtąd jak najprędzej.

- Lepiej wrócę już do domu – powiedział, wycofując się po ścieżce, podczas gdy staruszka wymachiwała na niego laską. – I jeszcze raz przepraszam. Nie chciałem narobić szkód.

- Wynocha mi stąd!

Slim szedł wzdłuż ścieżki. Gdy był już wśród drzew, zaryzykował spojrzenie za siebie. Pani Tinton szła dróżką do przełazu, lecz tam postanowiła powrócić do swoich strażniczych obowiązków. Zatrzymała się, opierając oburącz na lasce, niczym żołnierz na karabinie.

Jeśli chciał wrócić na drogę bez mijania jej, musiał pójść dłuższą trasą za farmą. Ciągnęła się ona wzdłuż wąskiego i zdradliwego brzegu strumienia o stromym uskoku. Wysoki żywopłot farmy oferował jedynie garści gałęzi do podtrzymywania się. Z kolei szereg drzew zasadzonych na brzegu farmy rzucał skomplikowaną pajęczynę cieni na nierównym gruncie. W niektórych miejscach strumyk podmył części ścieżki, a jeden z fragmentów żywopłotu przy południowowschodnim rogu był wspierany nowszą, kamienną ścianą. Sugerowało to, że wcześniej musiał być obniżony.

Za ścieżką było już widać inne pole i wtedy spadły pierwsze krople deszczu. Gdyby Slim siedział w urokliwej oranżerii z talerzem ciastek lub nawet butelką whisky przed sobą, byłoby to przyjemne i romantyczne zjawisko. W bieżącej sytuacji po prostu przypomniało mężczyźnie o czekającej go długiej przejażdżce rowerem do Penleven. Zastanawiał się, czy nie nadszedł już czas na opuszczenie Kornwalii. Nie mógł jednak rozpocząć jeszcze poszukiwania mieszkania, ani stawić czoła pokusom, które mógłby przynieść ze sobą stres. Spojrzał na mętne niebo i wyszedł z pomiędzy drzew na deszcz.

Wrócił do pensjonatu godzinę później. Pani Greyson zaczęła strofować go za naniesienie błota na wycieraczkę, ale i tak ucieszyła się, że Slim wrócił przed zmrokiem. W pokoju zjadł chipsy i czekoladę. Przesłał też zdjęcia z aparatu na laptopa. Nie spodziewał się niczego przełomowego, ale gdy powiększył fotografię małego ceglanego budynku, kilka rzeczy przykuło jego uwagę.

W oknach znajdowało się coś, co przypominało kraty. Z kolei na drzwiach wisiała wielka kłódka.




9







Okazało się, że zniknięcie Amosa Bircha było zbyt mało widowiskowe, aby wywołać zamieszanie w sieci. W wyniku szeroko zakrojonego wyszukiwania informacji i przeglądania fanowskich stron oraz spekulacji w źródłach o sprawdzonej reputacji, Slimowi udało się ustalić dokładną datę zdarzenia. Było to 2 maja 1996 r., w czwartek. Dwadzieścia jeden lat i dziesięć miesięcy temu. Według archiwalnych prognoz pogody, tego dnia poranek był pochmurny, a od czwartku padała lekka mżawka.

Jedyny szczegółowy artykuł związany z tą sprawą znajdował się na blogu dla entuzjastów zegarmistrzostwa. Był to post o zegarmistrzach-amatorach, w którym Slim i tak nie znalazł więcej, niż udało mu się już dowiedzieć. W czwartkową noc 2 maja 1996 r. Amos Birch zjadł kolację z żoną i córką, a następnie poszedł do swojego warsztatu, gdzie kończył pracę nad najnowszym modelem zegara. To był ostatni raz, kiedy ktokolwiek go widział.

Spekulacji na temat jego zniknięcia było mnóstwo – od morderstwa, po ucieczkę z kochanką. Mężczyzna miał wtedy pięćdziesiąt trzy lata. Mieszkał z żoną Mary, wówczas czterdziestosiedmiolatką, oraz dziewiętnastoletnią córką, Celią. Śledztwo policyjne obejmowało obszerne przeszukiwania wrzosowiska Bodmin Moor. W związku z brakiem dowodów stwierdzono jednak, że Amos Birch po prostu postanowił odejść od swojego dotychczasowego życia. Zostawił otwarty warsztat, a jego jedyne wyjściowe buty i kurtka również zniknęły. Nie wziął ze sobą żadnych dokumentów tożsamości, natomiast jego portfel znaleziono jakiś czas później w kuchennej szufladzie. Uważano jednak, że skoro sprzedał wiele swoich zegarów za gotówkę miejscowym kolekcjonerom, brak jakichkolwiek wypłat z bankomatu oznaczał, że najprawdopodobniej miał te pieniądze przy sobie i przyjął nową tożsamość.

W artykule nie było więcej szczegółów godnych uwagi, chociaż ostatnie zdanie postawiło Slima na nogi.

Wszystko wskazuje na to, że Birch po prostu wstał i wyszedł, zabierając ze sobą swój ostatni zegar.

Nic nie sugerowało, jakoby autor wiedział o zegarze. Nigdzie nie było wzmianki, że zegar pozostał nieukończony w warsztacie, więc być może to stwierdzenie było wytworem wybujałej wyobraźni.

Czy chodziło o zegar znaleziony przez Slima na wrzosowisku?

Geoff Bunce zgodził się z oceną Slima, że zegar nie został skończony. A co jeśli ostatnie dzieło Amosa Bircha leżało teraz pod łóżkiem detektywa?

Slim wstał, czując nagłą nerwowość. Kilka razy przespacerował się po pokoju. Okoliczności zniknięcia Amosa pozostawały nieznane, lecz Slim wcale nie milczał w sprawie swojego znaleziska. A jeśli Amos ukrył ten zegar z konkretnego powodu?

Być może ktoś chciał go przechwycić? Czy Amos mógł zniknąć wraz z zegarem, aby ukryć go przed kimś?

Slim wyciągnął krzesło spod biurka, a następnie podważył nim klamkę od drzwi swojego pokoju. Do tej pory nie uważał braku zamka za problem, ale przezorność nie zaszkodzi.

Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć coś pani Greyson, lecz pomysł ten szybko wyleciał mu z głowy. Najprawdopodobniej tylko by ją zdenerwował, a poza tym napytałby biedy nie jej, a sobie samemu.

Chyba że Amos został zamordowany. Podobno w przeszłości Bodmin Moor i jego okolice były terenami kopalnianymi, a pod ziemią kryło się mnóstwo starych szybów, z których wielu nie było na mapie, a niektórych miejsca nie udało się nawet ustalić. Pozbycie się ciała Amosa w miejscu, w którym nikt nie mógłby go znaleźć, nie byłoby wielkim problemem.




10







Następnego ranka przy śniadaniu Slim ocenił, że pani Greyson była w dobrym nastroju, więc poprosił ją do siebie. W tym momencie dochodzące z kuchni pogwizdywanie nagle ustało, niczym radosna pieśń leciwego, lecz radosnego ptaka. Kobieta wymaszerowała z kuchni ściskając fartuch, jak gdyby chciała uświadomić Slimowi, w jak kłopotliwej sytuacji ośmielił się ją postawić.

- Panie Hardy? Mam nadzieję, że wszystko w porządku?

- Oczywiście – uśmiechnął się, dźgając talerz widelcem. – Moja mama przyrządzała jajecznicę w podobny sposób. Zawsze bardzo mi smakowała.

- To… dobrze. W czym mogę panu dziś pomóc?

- Wczoraj udałem się do Trelee. Trochę zabłądziłem na wrzosowisku, ale jedna starsza pani była na tyle uprzejma, by mnie pokierować. Chciałem wysłać jej list z podziękowaniami, ale obawiam się, że jej nazwisko wyleciało mi z głowy.

- I sądzi pan, że ja będę je znała?

- Powiedziała, że mieszka w dawnym domu Amosa Bircha. Na Worth Farm. Nie zna pani przypadkiem nazwiska nowych właścicieli?‘

- A jacy tam oni nowi? Siedzą tam od wielu lat.

Slim podtrzymał uśmiech i skinął głową, chcąc zachęcić kobietę do kontynuowania.

- Tinton – powiedziała pani Greyson. – Maggie Tinton. Chyba miał pan szczęście i spotkał ją w jej dobry dzień. Drugiej takiej zgryźliwej baby nie znajdzie pan tutaj. A na pewno ja wydawałam się panu najgorsza.

Twarz Slima zaczęła go boleć od uśmiechania się.

- Jej mąż, Trevor, to o wiele sympatyczniejszy człowiek. Kiedyś pijał w Koronie, dopóki… Ach, to było dawno temu.

- Co takiego?

Pani Greyson rozwinęła fartuch, trzasnęła nim i zmarszczyła się, jak gdyby Slim prosił ją o przekroczenie jakiejś granicy moralności.

- Mówiono… Ludzie gadali, że oni maczali w tym palce.

- W czym?

- W zniknięciu Amosa – zanim Slim zdołał jej odpowiedzieć, dodała: - To oczywiście niedorzeczne. Tintonowie przyjechali tu z Londynu. Skąd mogli wiedzieć cokolwiek o Amosie? Poza tym Mary mieszkała tam jeszcze przez dziesięć lat po jego zniknięciu. Tintonowie po prostu ustrzelili dobrą okazję.

- Ludzie naprawdę myślą, że oni mają z tym coś wspólnego?

- No pewnie, że nie. To była tylko głupia plotka, ale oboje się obrazili i odcięli od miejscowej społeczności.

- Coś mi się zdaje, że dobrze pani ich zna.

- Grywałam z Maggie w brydża, ale przestała się pojawiać.

- To tak jak przyznanie się do winy.

- Poczuli się urażeni i tyle – odparła. – Przyjechali tu na emeryturę podobną do archetypu wiejskiego życia, jakie widzi się w telewizji. Pewnie wyobrażali sobie społeczność miejscowych prostaczków, którzy będą czekać z otwartymi ramionami, aby zabierać ich na wiejskie festyny i poranną kawkę. Nie dostali tego, czego chcieli, więc wypięli się.

- I nie ma opcji, żeby mieli cokolwiek wspólnego ze zniknięciem Amosa Bircha?

- Nic, a nic – pokręciła głową pani Greyson.

- A co pani zdaniem się stało?

- Nie mieliśmy rozmawiać o pani Tinton? – przewróciła oczami pani Greyson.

- Na pewno się pani zastanawiała. Wydaje się, że znała się pani z nimi.

- Po prostu zostawił rodzinę – westchnęła pani Greyson. – Co tu więcej wiedzieć? Amos odłożył dużo pieniędzy i często wyjeżdżał w interesach, na spotkania zegarmistrzowskie i takie tam. Chce pan znać moje zdanie? Znalazł sobie za granicą jakąś latawicę i uciekł do niej.

- Nie prościej byłoby mu się rozwieść?

- Nie mam na to czasu – fuknęła pani Greyson, zwijając znowu fartuch i dodając na odchodne: - Udanego spaceru, panie Hardy.

Slim odprowadził ją wzrokiem. Był niemal pewien, że nie wyciągnie od niej więcej informacji. Jednak gdy pani Greyson mówiła o innej kobiecie zauważył na jej twarzy rumieniec, którego wcześniej tam nie dostrzegł.




11







Chcąc odwiedzić najbliższą bibliotekę Slim musiał wrócić do Tavistock. Był sam w archiwum, gdzie tkwił nad ogromnymi stronami starych miejscowych gazet, pożółkłych ze starości.

Każda teczka zawierała wszystkie tygodniki z danego roku. Tak jak się spodziewał, w małomiasteczkowej gazecie roiło się od reklam miejscowych agentów nieruchomości i firm wypożyczających sprzęt rolny. Były również doniesienia o zniknięciu Amosa Bircha, ale były one krótkie i mało sensacyjne. Tytuł jednego brzmiał: Miejscowy zegarmistrz zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Dalsza treść była tak mdła, że stanowiła niemal oksymoron tytułu. Autor tekstu skupiał się głównie na rzemieślniczej przeszłości Amosa, jego unikalnych zdolnościach, a także rolniczych początkach. Nie było tam ani śladu spekulacji.

Najciekawszy artykuł znajdował się w teczce gazety Tavistock Tribune:

„Miejscowy rolnik i znany zegarmistrz, Amos Birch (53), zaginał w czwartkowy wieczór 2 maja. Zaginięcie zgłosiła policji jego żona, Mary (47). Amos był świetnie znany zarówno w kraju, jak i za granicą, ze względu na jego wymyślne zegary wykonywane ręcznie. Spekuluje się, że mężczyzna poszedł na wieczorny spacer wzdłuż Bodmin Moor, gdzie zabłądził. Uznawany był za osobę poczytalną i bez poważniejszych problemów zdrowotnych, lecz zdaniem jego żony był bardzo poddenerwowany w tygodniu zaginięcia. Rodzina prosi o przekazywanie jakichkolwiek informacji o zaginięciu Amosa policji w Devon i Kornwalii”.

Slim przeczytał artykuł kilka razy. Poddenerwowany? To mogło znaczyć cokolwiek, ale sugerowało, że Amos spodziewał się czegoś. Czy planował uciec, a może coś mu się stało?

Detektyw przypomniał sobie słowa kolegi z wojska, który twierdził, że dowody zbrodni często zostawiane są na długo przed jej popełnieniem. Postanowił cofnąć się o kilka tygodni i przeszukał gazety pod kątem jakichkolwiek informacji wiązanych z Amosem Birchem. Poza opublikowaną miesiąc przed zaginięciem informacją o przyznaniu Amosowi wyróżnienia od krajowego stowarzyszenia zegarmistrzów, nie znalazł nic.

Przyszła pora obiadowa, a oczy Slima zaczęły go już boleć od gapienia się w postarzałe wydruki. Postanowił więc przenieść się do pobliskiej kawiarni, aby zregenerować siły. Stamtąd zadzwonił do Kaya, lecz tłumacz nie miał jeszcze dla niego żadnych informacji na temat treści listu.

Umysł Slima, który kilka lat po jego haniebnym zwolnieniu z wojska stał się jego głównym narzędziem pracy jako prywatnego detektywa, był pełen niestworzonych pomysłów. Przecież nikt bez powodu nie odchodzi ze stabilnego związku. Trzeba uciekać przed czymś lub do czegoś.

Ilość możliwości była nieskończona. Mogło chodzić o kochankę, niezadowolonego klienta lub konkurencję. Slim za mało wiedział o Amosie, aby rzucać jakiekolwiek wnioski. Do tej pory udało mu się ustalić, że zegarmistrz było ponurakiem, którego profesja okrywała go aurą tajemniczości. Nawet ścieżka na Worth Farm oraz wysokie żywopłoty otaczające posiadłość zapewniały rodzinie Birchów odosobnienie, z którego teraz korzystali Tintonowie.

W kawiarni była budka telefoniczna. Slim wziął książkę telefoniczną z pobliskiej półki i wrócił do stolika. Wśród numerów było kilka tuzinów, przypisanych do osób o nazwisku Birch.

Slim zmierzał w stronę przystanku autobusowego, gdy nagle usłyszał za sobą głos. W jego tonie dało się wyczuć naleganie, więc detektyw odwrócił się. Po drugiej stronie ulicy stał Geoff Bunce. Machał do detektywa. Slim poczekał, aż mężczyzna przejdzie przez jezdnię.

- Tak myślałem, że to pan. Długi ten pański urlop.

- Jestem samozatrudniony, więc odpoczywam tyle, ile mi się podoba – wzruszył ramionami Slim.

- Udało się panu spotkać? Wie pan… z pańskim znajomym.

Sarkazm tej wypowiedzi wywołał w Slimie przypływ gniewu, ale z trudem udało mu się nadać swojemu głosowi spokojny ton.

- Z Amosem Birchem?

- Tak. Oddał mu pan zegar?

- Jeszcze nie. Pracuję nad tym.

- Proszę posłuchać. Nie wiem, kim pan jest, ale chyba lepiej by było, gdyby zabrał pan ten zegar i wracał, skąd pan przyszedł.

Slim nie mógł powstrzymać uśmiechu. Był dawnym żołnierzem piechoty morskiej, który odsiedział wyrok za napaść, a teraz otrzymuje groźby od świętego Mikołaja w zielonej kurteczce. Bunce również twierdził, ze służył w wojsku, lecz ciężko było to zauważyć.

- Co pana tak bawi? – spytał antykwariusz.

- Nic. Zaintrygował mnie pański ostry ton. Ja tylko chcę sprzedać stary zegar.

- Widzi pan, panie Hardy, nie jestem co do tego przekonany.

- Zapamiętał pan moje nazwisko?

- Zapisałem je sobie. Coś mi się w panu nie podobało.

- Tylko coś? – Slim westchnął, będąc już zmęczony tymi gierkami. – Dobra, chce pan poznać prawdę? Jestem tu na urlopie. Znalazłem ten zegar zakopany na Bodin Moor. Przez to cholerstwo nieomal złamałem sobie kostkę. Tak się składa, że obecnie zarabiam na życie jako prywatny detektyw. Ciężko mi oprzeć się tajemnicom.

- Cóż, to zmienia postać rzeczy – Bunce zmarszczył nos.

- O co panu chodzi?

Antykwariusz skinął, a następnie nadął policzki, jak gdyby miał wyjawić wielki sekret. Slim uniósł brew.

- Widzi pan – rzekł Bunce, - byłem ostatnią osobą spoza najbliższej rodziny Amosa Bircha, która widziała go żywego.




12







- Gdzie jest teraz znaleziony przez pana zegar?

Slim usiadł naprzeciwko Geoffa Bunce w kawiarni na rogu targu w Tavistock. Pociągnął łyka słabej kawy ze styropianowego kubka i odparł:

- Ukryłem go.

- Gdzie?

- Tam, gdzie na pewno będzie bezpieczny – uśmiechnął się detektyw.

- No tak – pokiwał głową Bunce. – Świetny pomysł. Ma pan jakiekolwiek pojęcie, co stało się z Amosem?

- Ani trochę.

- Ale jest pan prywatnym detektywem, prawda?

- Najczęściej zajmuję się zdradami małżeńskimi lub wyłudzeniami – powiedział Slim. – Nic porywającego. Nie zarobię żadnych pieniędzy na tym śledztwie, więc gdy trop się urwie, prawdopodobnie wyjadę stąd i poszukam spraw, za które płacą.

- Nie ma pan żadnych śladów?

- Mam ułożoną w głowie listę możliwości. Im więcej z nich będę w stanie wykreślić, tym bliżej będę rozwiązania zagadki.

- Co pan ma na tej liście?

- W zasadzie wszystko od morderstwa, po uprowadzenie przez kosmitów – zaśmiał się Slim.

- Chyba nie myśli pan… - Bunce urwał nagle i zmarszczył nos. – Ach, to był żart. Rozumiem.

- Nie mam pojęcia, co mogło się stać. W tej chwili po prostu staram się ustalić okoliczności tego zaginięcia. Być może mógłby mi pan w tym pomóc.

- W jaki sposób?

- Mówił pan, że widział go ostatni, nie licząc członków jego rodziny. Opowie pan coś o tym?

Bunce wzruszył ramionami i nagle zrzedła mu mina.

- To było dawno temu. Poszliśmy na spacer po wrzosowiskach, w stronę Yarrow Tor. Trasa prowadziła obok znajdującego się tam opuszczonego gospodarstwa.

- Po co tam szliście?

- To była nasza zwyczajowa trasa – wzdrygnął się dziwnie Bunce. – Chodziliśmy tam co kilka miesięcy. Bez szczególnego powodu.

- Pamięta pan, o czym rozmawialiście?

- O niczym specjalnym – potrząsnął głową Bunce. – Nie prowadziliśmy głębokich dyskusji. Często się widywaliśmy. Zawsze gadaliśmy o pogodzie, narzekaliśmy na politykę i takie tam.

- Niewiele mi to daje.

- Bo chyba nie ma zbyt wiele do opowiadania – powiedział z nutą rozczarowania Bunce. – Wie pan, znam Amosa od zawsze. Nie byliśmy jednak ze sobą na tyle blisko, żeby rozmawiać ze sobą o wszystkim. Taki to był człowiek. Często mówiono, że wolał zegary od ludzi.

- Powiedział pan, że ten zegar może być wart kilka tysiaków. Jak dobrym zegarmistrzem był Amos? Ale tak szczerze.

Bunce uśmiechnął się, ponieważ w końcu zadano mu pytanie, na które był w stanie odpowiedzieć.

- Miał złote ręce. Większość rzemieślników ma po jednej konkretnej zdolności, lecz Amos miał ich cały pakiet. Sam projektował, rzeźbił, a także budował mechanizm. Wszystko ręcznie. Ma pan pojęcia, jak ciężko jest wykonać ręcznie element zegara? W ciągu dnia powstaje jedna lub dwie części. To bardzo pracochłonne i w dzisiejszych czasach tylko kilka osób jest wstanie tak mocno się skupić. Wyjątkowy był ten Amos.

- Ile zegarów wykonywał?

- Nie tak wiele. Dwa lub trzy rocznie. Niektóre były na zlecenie, inne na sprzedaż dla prywatnych klientów. Nie spieszyło mu się. Nie chciał być bogaty. Lubił wrzosowiska i spokojne życie. Jego gospodarstwo przynosiło trochę zysków, wbrew temu co gadali ludzie, a pieniądze ze sprzedaży zegarów pozwalały mu na pewien poziom luksusu.

- Czy ktoś mógł mieć z nim na pieńku? Może niezadowolony klient?

- Możliwe, choć wątpię. Amos był pokornym człowiekiem.

- Co ma pan na myśli?

- Po prostu był bezkonfliktowy – oznajmił Bunce, gładząc się po brodzie. – Nigdy nie powiedział o nikim złego słowa. Poświęcił się pracy, a jego praca była dobra. Któż mógłby narzekać na zegary wykonane z takim sercem i troską? Jak często psują się zegary z kukułką? Ile razy wszedł pan do pubu, a w rogu wisiał taki niedziałający zegar? Z kolei zegary Amosa… Jak długo ten zegar leżał pod ziemią? Dwadzieścia lat? A mimo to można go nakręcić i znowu działa. Żaden kupiony w sklepie zegar nie jest taki trwały. Dzieła Amosa służyły latami.

Bunce nie miał już nic ciekawego do powiedzenia, więc Slim wziął jego numer, usprawiedliwił się i poszedł w swoją stronę. Dotarł na przystanek autobusowy i stanął w kolejce po bilet. I wtedy go olśniło.

Wyciągnął zapisany numer telefonu i zadzwonił do Bunce’a.

- Tak szybko się pan stęsknił?

- Tylko jedno krótkie pytanie – uśmiechnął się Slim. – Jak często należy nakręcać taki zegar jak ten, znaleziony przeze mnie.

- Nie wiem, raz na parę miesięcy. Amos robił takie niesamowite sprężyny. Można było je nakręcać i służyły latami.

- Dobrze, dziękuję.

Po powrocie do pensjonatu zastał panią Greyson czyszczącą kurze w korytarzu. Przywitał ją uprzejmie i pospieszył do swojego pokoju. Tam wyciągnął zegar spod łóżka i przez kilka minut nasłuchiwał tykania. Następnie obrócił go, zdjął drewnianą płytkę, której Bunce nie dokręcił, i przyjrzał się mechanizmowi zegara. Malutka tarcza nakręcająca urządzenie delikatnie rozbrzmiewała przy każdym tyknięciu.

Zmarszczył się i delikatnie dotknął jej palcem. Zauważył, że w porównaniu z resztą zegara niemal nie było na niej osadu.

Bunce stwierdził, że należało nakręcać zegar raz na kilka miesięcy. Jeśli był on pod ziemią ponad dwadzieścia lat, sprężyna już dawno by się rozwinęła.

Slim nie nakręcał urządzenia. Pojawiło się zatem pytanie: kto to zrobił?





Конец ознакомительного фрагмента. Получить полную версию книги.


Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию (https://www.litres.ru/pages/biblio_book/?art=66501186) на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.



Druga, mrożąca krew w żyłach zagadka z serii kryminalnej o Slimie Hardym.

Zakopany zegar skrywa klucz do mającej wiele dekad tajemnicy. John ”Slim” Hardy to okryty złą sławą były żołnierz, który po wydaleniu z wojska został prywatnym detektywem. Aby uciec koszmarom związanym z jego poprzednią sprawą, wybiera się na urlop w okolice Bodmin Moor, gdzie odkrywa zakopane zawiniątko. Jest to stary zegar – niedokończony i uszkodzony przez wodę, lecz wciąż działający i zawierający ważny ślad w nierozwiązanej sprawie zaginięcia. Slim zaczyna zadawać pytania członkom społeczności małej kornwalijskiej wsi Penleven. Zostaje tym samym wciągnięty w świat kłamstw, plotek i sekretów. Niektórzy z mieszkańców woleliby, aby te ostatnie nie wychodziły na światło dzienne. Dwadzieścia trzy lata wcześniej zegarmistrz-samotnik wyszedł ze swojej pracowni i udał się na Bodmin Moor, zabierając ze sobą swój ostatni, niedokończony zegar. Zniknął. Slim bardzo chce dowiedzieć się, dlaczego. ”Tajemnica zegarmistrza” to niesamowita kontynuacja bardzo ciepło przyjętego debiutu Jacka Bentona, ”Człowiek nad morzem”.

Как скачать книгу - "Tajemnica Zegarmistrza" в fb2, ePub, txt и других форматах?

  1. Нажмите на кнопку "полная версия" справа от обложки книги на версии сайта для ПК или под обложкой на мобюильной версии сайта
    Полная версия книги
  2. Купите книгу на литресе по кнопке со скриншота
    Пример кнопки для покупки книги
    Если книга "Tajemnica Zegarmistrza" доступна в бесплатно то будет вот такая кнопка
    Пример кнопки, если книга бесплатная
  3. Выполните вход в личный кабинет на сайте ЛитРес с вашим логином и паролем.
  4. В правом верхнем углу сайта нажмите «Мои книги» и перейдите в подраздел «Мои».
  5. Нажмите на обложку книги -"Tajemnica Zegarmistrza", чтобы скачать книгу для телефона или на ПК.
    Аудиокнига - «Tajemnica Zegarmistrza»
  6. В разделе «Скачать в виде файла» нажмите на нужный вам формат файла:

    Для чтения на телефоне подойдут следующие форматы (при клике на формат вы можете сразу скачать бесплатно фрагмент книги "Tajemnica Zegarmistrza" для ознакомления):

    • FB2 - Для телефонов, планшетов на Android, электронных книг (кроме Kindle) и других программ
    • EPUB - подходит для устройств на ios (iPhone, iPad, Mac) и большинства приложений для чтения

    Для чтения на компьютере подходят форматы:

    • TXT - можно открыть на любом компьютере в текстовом редакторе
    • RTF - также можно открыть на любом ПК
    • A4 PDF - открывается в программе Adobe Reader

    Другие форматы:

    • MOBI - подходит для электронных книг Kindle и Android-приложений
    • IOS.EPUB - идеально подойдет для iPhone и iPad
    • A6 PDF - оптимизирован и подойдет для смартфонов
    • FB3 - более развитый формат FB2

  7. Сохраните файл на свой компьютер или телефоне.

Книги автора

Рекомендуем

Последние отзывы
Оставьте отзыв к любой книге и его увидят десятки тысяч людей!
  • константин александрович обрезанов:
    3★
    21.08.2023
  • константин александрович обрезанов:
    3.1★
    11.08.2023
  • Добавить комментарий

    Ваш e-mail не будет опубликован. Обязательные поля помечены *